Oficjalne Forum No3D, wita Cię
<Słońce powoli zachodziło, gdy powracałeś do pałacu wraz z znanymi ci żołnierzami. Szedłeś na czele, a dwójka mężczyzn z twojej obstawy szła jakieś pół metra za tobą. Trzeci z nich prowadził osła, który ciągnął za sobą niewielki wóz, gdzie były sztalugi oraz reszta przyrządów do malowania. Wszyscy, trzej byli odziani w barwy twojego królestwa, a na ich plecach były przewieszone jedno strzałowe karabiny Martini-Henry, które trafiły na wyposażenie, wraz z ostatnim traktatem twego ojca.
Skręciliście tak, jak prowadziła was droga i twoim oczom ukazały się cztery postacie, które majaczyły na horyzoncie. W blasku zachodzącego słońca dostrzegłeś, że trzy z nich mają na sobie czerwone kurtki i charakterystyczne białe nakrycie głowy. Jeden z nich jechał konno, wyprężony dumnie niczym paw. Wydawać, by się mogło, że grupa postanowiła zatrzymać się na popas, ale nie mogłeś zrozumieć dlaczego mieliby, to robić na środku drogi. Nie minęło wiele czasu, a zbliżyliście się do nich. Mężczyzna na koniu spojrzał na ciebie i lekko skinął ci głową. Rozpoznałeś jegomościa, dosiadającego gniadej klaczy. Był to sir William Thomas Nelson, mężczyzna uśmiechnął się do ciebie nieznacznie.>
-Wiedziałem, że sytuacja w dolinie nie jest najlepsza, drogi książę. Jednak nie sądziłem, że twoi poddani z głodu zjadają własne ubrania.
<Mężczyzna wskazał szpicrutą, na młodą dziewczynę, która lekko skulona stała na wysokości strzemion. Dziewczyna miała różowe włosy i jasnożółtą cerę, a jedynym odzieniem, jakie posiada jest koc, który został jej zapewne dany przez jednego z żołnierzy Nelsona.>
-Jak obrazy?
<Zapytał jeździec, jakby zapomniał całkowicie, o nastolatce w której oczach widziałeś strach zmieszany z niepewnością.>
Offline
Legat
Wracając z wyprawy obecnej, natrafiam na znienawidzonych Brytyjczyków. Mimo iż nie lubię ich to etyka nakazywała odpowiedzieć tym samym więc też lekko kiwnąłem na dzień dobry. Kiedy natomiast powiedział o mojej "poddanej" to przyjrzałem się jej. Hmm... nie wygląda na kogoś z mojego kraju... ani na brytyjke jak zgaduje po jego reakcji... może cudzoziemka? Ale jakim cudem? Nie ważne. Podchodzę do niej i spoglądam na nią. Jeśli powiem prawdę nie wiem co może ją spotkać. Lekko się uśmiecham do niej.
- Mamy ciężkie czasy. Ostatnia susza wyniszczyła niemalże 76% plonów. Możemy ją przejąc i odprowadzić ją do osady byście się wy nie musieli z tym trudzić.
Offline
<Brytyjczyk uśmiechnął się do ciebie i rzekł spokojnym głosem.>
-Owszem. Jednak tak, już w życiu bywa. Całe szczęście, że chociaż my mamy co jeść.
<William spojrzał na dziewczynę i odezwał się ciepłym ojcowskim tonem.>
-Jak się nazywasz drogie dziecko?
<Dziewczyna patrzyła spłoszonym wzrokiem, najpierw na ciebie, a później spojrzała w jego kierunku. Dostrzegłeś, że wzdrygnęła się na dźwięk jego słów mimo, iż brzmiały dość ciepło jak na niego.
-Nie wiem...
<Wyszeptała tak cicho, że ty ledwo to usłyszałeś, nie mówiąc już o Nelsonie, który chyba uznał, że jest niemową, ponieważ nie ponowił swojego pytania. Oficer spojrzał w twoim kierunku i rzucił neutralnym tonem.>
-My również zmierzamy w stronę osady, więc ta dziewczyna nie stanowi dla nas problemu, młody książę. Poza tym... żołnierze jej królewskiej mości, są po to by pomagać wam tubylcom, jak tylko możemy.
Offline
Legat
Lekko zdziwiony na jej reakcje, lecz jednak moja uwaga przykuła na Nelsonie. Wciąż pamiętam jak niechętnie się oni dzielą z nami jedzeniem tylko w ostateczności. Mimo wszystko ignoruje to i oglądam ją dokładnie. Hmmm...
- Nie wie jak sie nazywa... sądząc po braku ubrania i kierunku z jakiego wracaliście, znaleźliście ją w dziczy. Prawdopodobnie niewolnica która uciekła cudem od bandytów... ale po drodze chyba musiała nabawić się amnezji. Jest w potrzebie a obowiązek mojej rodziny nakazuje mi ją zabrać do pałacu by pomóc jej dojść do zdrowia... albo chociaż jak nie dowiemy się kto jest jej rodziną tutaj... choć przyznam, różowe włosy to rzadkość tutaj... więc powinno być łatwo - powiedziałem a jeśli się zgodzi to pomagam jej wejść na wóz bo jest tam jeszcze sporo miejsca.
Offline
<Brytyjczyk popatrzył na ciebie przez chwilę i na to jak pomagasz jej wejść na wóz. Jego wzrok powędrował, ku dolinie, do której oboje zmierzaliście. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Jeden z jego żołnierzy podszedł do swojego dowódcy, oddał mu honory.>
-Sir. Jeżeli to dziecko uciekło od bandytów, to może powinniśmy zabrać ją ze sobą?
<Major, spojrzał na niego z góry i uśmiechnął się lekko.>
-Ależ tak zrobimy sierżancie.
<Starszy mężczyzna spojrzał na ciebie.>
-Ze względu na zaistniałe okoliczności, ta dziewczyna wraca jutro z nami. Twoja rodzina ma już wystarczające problemy z pomocą nawet własnym poddanym, młody książę.
<Oficer strzelił szpicrutą w bok konia, zmuszając go by ten ruszył. Usłyszałeś, ze dziewczyna lekko pisnęła widząc zachowanie mężczyzny. Ruszyliście wraz z żołnierzami w kierunku miasta. Po niecałej godzinie, byliście już na miejscu, słońce niemal całkowicie schowało się za górami. Szliście przez ulice, w stronę pałacu pomiędzy chatami gdzie znajdowali się twoi obywatele. Przez, krótką chwilę zacząłeś się zastanawiać ilu z nich musiało iść dziś spać głodnych i ilu mogło z tego powodu umrzeć.>
Offline
Legat
- Zaprawdę, powiadam wam iż ona jest częścią państwa mojego ojca. Problemy naszych obywateli powinniśmy my rozwiązywać, wszak nie chcemy nadużywać waszej pomocy - powiedziałem do niego miło lecz stanowczo. Zasłynąłem wśród ludu iż nie lubię jak ktoś odwala za naszą armie brudną robotę. Spojrzałem lekko na dziewczynę kiedy pisnęła kiedy jeden z nich popedził konia. Może aż tak lubi zwierzęta? Zresztą nie ważne.
- Poza tym ta kobieta została też znaleziona na terenie mojego państwa jak mówicie... to jest kwestia honoru moja i moich ludzi by znaleźć kogoś kto ją prawdopodobnie więził. Dziękuje jednak za waszą chęć pomocy.
Offline
<Zauważyłeś, jak oficer zaczął się śmiać. Gdy zacząłeś mówić o państwie swego ojca. Wiedziałeś co nieco o układach, jakie były pomiędzy twoim ojcem, a Imperium Brytyjskim. Jednak reakcja majora Nelsona sprawiła, że chyba nie wiesz wszystkiego.>
-Obecny stan rzeczy pokazuje, jak pięknie sobie z tym radzicie!
<Rzekł szyderczo oficer.>
-To dziecko zostało znalezione na tym terenie przez nas i oddanie jej wam, w tym momencie będzie tylko i wyłącznie naszą dobrą wolą. Zwłaszcza, jeżeli była więźniem.
<William zatrzymał konia i poczekał, aż się zrównacie. Nachylił się ku tobie i odezwał chłodnym tonem.>
-Bezpieczeństwo Imperium Brytyjskiego, jest ponad twoim honorem, książę...
Offline
Legat
Odrywam wzrok od niego i dalej w ciszy wracamy do domu. Kiedy wracam wypakowywuje wszystko razem z moimi ludźmi bez pomocy brytyjczyków, wkońcu mają ważne sprawy na głowie, a następnie zanosze wszystko do swojego warsztatu koło mojego ogrodu gdzie mam różnorakie oswojone ptaki. Tam wieszam je albo chowam jeśli nie są gotowe. Kiedy będę sam w warsztacie walę pięścią w biurko siadając przy tym. Brytyjczycy zaczynają już nas powoli oddzierać z honoru. Nie rozumiem czemu ojciec się jeszcze na to godzi. Gdyby naprawdę zależało im na nas... to by się dzielili z wieśniakami jedzeniem jak rodzina królewska... idę do ogrodu i zaczynam się opiekować moimi papugami i pawiami. To mnie zawsze odprężało prócz malowania.
Offline