No3D Corporation

Niezbyt. Po chwili do pomieszczenia weszła młoda kobieta, na oko 24 lata miała. Jasne włosy, figura też niczego sobie. Miała ze sobą tacę z jedzeniem oraz napojem jakimś. Spojrzała.
- Już pan wstał? To dobrze. Jak pana znaleziono wczoraj wieczorem nieprzytomnego nieopodal tartaku, obawialiśmy się iż już pan tutaj nam się nie obudzi. Był pan w ciężkim stanie, ale widzę iż lekarstwa naszego znachora czynią cuda - powiedziała kładąc tacę na stoliku. Po chwili spojrzała na ciebie.
- Nazywam się Violet i jestem właścicielką karczmy. A pan to...?

- Ornn? Bardzo dziwne imie - powiedziała i zaczęła rozkładać talerz oraz sztućce na stoliku. Sama wyglądała nieźle, wyraźnie zadbana. Po chwili spojrzała na ciebie.
- Pamięta pan co się stało? Może to nam pomoże ustalić czy napadli pana bandyci albo... co się zdarzało tutaj już wcześniej... pańska dziewczyna była zła na pana? - powiedziała.

- Nie pan jedyny - powiedziała i ruszyła do drzwi. - Niech pan jeszcze odpocznie, a jak nie chce pan to może pan wstać i się rozgościć. I tak pan musi czekać na Kapitana straży - powiedziała i wyszła. Zostałeś sam w tym średniowiecznym pokoju. No... widać iż narazie ten sen jest realny bo nakurwia cie klatka jak cholera... albo po prostu to wszystko jest naprawdę.

Gówno... nie masz szmaragdu. Więc raczej to nie sen.
Na zewnątrz nagle usłyszałeś jak ktoś wrzeszczy na kogoś innego nazywając kogoś "Hoboćkiem". Ktoś inny powiedział iż Hoboćki to go tobiły. No... pełen miłości i tolerancji lud... o ile wiesz co to Hobociek znaczy.
Mimo wszystko nie czułeś się na tyle obolały by leżeć całymi dniami w łóżku... właściwie to czujesz się nieźle. Co zamierzasz teraz zrobić?

Na zewnątrz widziałeś jak jakiś handlarz kłóci się z strażnikiem. Coś o "nielegalnym handlu" albo coś innego. W rogu pokoju miałeś plecach. Natomiast z dołu dochodziły odgłosy typowe dla karczmy. Dzień wyglądał na piękny, a sam znajdowałeś się na wyspie. Tak przynajmniej okolica wskazuje oraz latarnia morska na szczycie góry.

Wszystko co w tym plecaku miałeś tak masz. Ale zamiast portfela w którym i tak miałeś tylko parę groszy, to teraz masz mieszek złota w którym po policzeniu miałeś około 300 złotych monet. To dobry start. Tylko nie wiesz jak tutaj dziadostwo warte. Czy jedna moneta warta jedną czy jedna moneta wartę inaczej w innych rejonach itp. Może ta kobita będzie wiedziała.

Po jakimś czasie i odkryciu iż tutejsza kasa są jak jeny (Czytaj jabłko kosztuje tutaj ala 60 złotych monet) przybył kapitan straży. Czapka w chuj wysoka iż rusza żyrandole na suficie (wiadomo o co chodzi). Spojrzał na ciebie i mlasknął. Kurwa ciebie nazywali grubasem, a tutaj masz gościa który cię zdetronizował na wejściu z tego przezwiska. Mógłby ciebie zjeść jednym kłapnięciem.
- Więc... to ty jesteś tym poszkodowanym? Jestem Kapitan Jean Da Lope. Opowiedz mi więc co i jak było - zaczął.

- Widzisz... bardzo przypominasz Verminianina... nie licząc oczu które masz normalne... ale możliwe iż to był powód ataku. Na miejscu był jakiś dziwny młot... ale nie dało się za cholere podnieść więc wciąż tam leży i czeka na lepsze czasy. Może też o niego się pobiliście. Najważniejsze jest to iż sprawcy zdążyli uciec nim udało nam się cokolwiek ustalić. Przy okazji, jak się czujesz? - zapytał się kapitan.